vendredi 26 février 2010

Com

Caly tydzien pracowiy. Po meczacych trzech pierwszych dniach wczoraj caly dzien w college w Epernon. Rowniez pracowicie ale przyjemnie. Swietnie sie czuje w tej szkole, taka zadomowiona. Dzieciaki super, mam kontakt dobry ze wszystkimi, dyrekcja , nauczycielami, kucharzami na stolowce, paniami sprzatajacymi. Dzis spotkalam kazdego z tej grupy i nie bylo tak ze sie minelismy nie zamieniajac choc paru zdan. Strasznie to sympatyczne. A w klubie naszym male urwanie glowy. Ciezko jest zajac sie wszystkimi naraz:) a kazdy ma jakies pytania do mnie. Jestesmy teraz w trakcie czytania i nagrywania bajek na komputer (a potam na cd) i jednoczesnie ukladania pytan do gry nt. Europy. A zwazywszy na to ze te mlodsze dzieci nie umieja nawet zapisac pliku na dysku wiec jest co robic, nie wspominajac o tym ze maja tez duzo pytan nie zwiazanych z tymi akcjami, zeby tylko pogadac. A ja sama dzis:) Diego jest od poniedzialku na szkoleniu w Sommieres. Ale dla mnie to zaden problem:), uwielbiam gadac z tymi dzieciakami. Z reszta to nie pierwszy raz kiedy jestem sama.
A dzis spotkanie w dziale komunikacji CG w sprawie mozliwosci opublikowania mojego artykulu (tak , tego nad ktorym siedzialam dwa razy do pozna w nocy:). Zamiast z dyrektorem jak bylo przewidziane spotkalam sie z mega przystojnym Maximem i Cécile. Cyrielle, moja koordynatorka przed umowieniem spotkania nawet mi mowila zebym lepiej calego artykul nie pisala bo moga w ogole odmowic publikacji a poza tym ciezko bylo mi sie umowic z nimi na spotkanie, pare maili wyslalam, dzwonilam, potem przelozyli spotkanie wiec myslalam ze faktycznie nic z tego moze nie byc.A tu mila niespodzianka. Maxime zaproponowal nawet ze zrobi stala rubryke na stronce CG w dziale miedzynarodowym i jak cos napisze to zebym im przyniosla to bez problemu zamieszcza. A to troche pracy im przysporzy bo ja im tylko tekst w wordzie dostarczam a oni sie cala grafika zajmuja wiec tym bardziej dziwna ze sie tak chetnie zgodzili. Jak tu nie kochac Francuzow:)
A dzis jeszcze na obiad do naszej kuchni w maison d’education gdzie mieszkamy przyszlo chyba z pol l’IUFM. To znajomi smerfow, tzn. tak my cudzoziemcy nazywamy dwie Francuzki ktore z nami mieszkaja - po urodzeniu dostaly imiona Aurélie i Emmenuelle. Po 5 miesiacach mieszkania razem w dalszym ciagu nie wiem ktora jest ktora. To samo to juz swiadczy o stopniu naszego zaprzyjaznienia:). Tzn. nie ma zadnego konfliktu tylko sa mi one obojetne totalnie.

Com
Toute la semaine est travailleuse. Après trois premiers jours assez fatigants, hier tout la journée à Epernon. Ce jour étaient aussi occupé mais agréable. Je me sens très bien dans cette école comme si j’en faisais partie. Les élèves sont super, j’ai un contact avec tous, la direction, les profs, les personnes qui s’occupent d’entretenir l’école, le personnel de la cuisine. Hier, j’ai croisé les représentants de tous ces groupes et j’ai parlé avec chacun. C’est très sympa :). Et dans notre club beaucoup de travail surtout pendant première heure. Nous sommes en train d’enregistrer les contes et inventer les questions pour le jeu sur Europe. Et vu que les plus petits ne savent même pas comment enregistrer les fiches il y a le travail, en ne mentionnant pas qu’ils posent beaucoup d’autres questions qui ne sont pas forcément liées avec les actions. Et j’étais seule car Diego est parti à Sommières pour son séminaire à mi-parcours. Mais pour moi, pas de problème, ce n’est pas première fois quand je suis seule avec le club.
Aujourd’hui j’ai eu un rdv avec le service de communication concernant la possibilité de mettre les articles sur notre volontariat sur le site du CG . Au lieu d’voir la réunion avec le directeur comme prévu, je me suis rencontré avec Maxime (très, très bel homme :) et Cécile. Il était assez difficile de fixer un rdv, j’ai envoyé des mails, j’ai appelé, ensuite le rdv a été reporté dons je pensais que probablement ce n’aie pas été facile d’obtenir une permission de mettre les articler sur le site du CG car ils sont si occupé même pour se rencontrer. Mais une surprise. Ils étaient d’accord sans problème. Maxime a même proposé de faire une rubrique fixée concernant notre volontariat et quand nous leur aurons envoyé les articles ils les publieront. Et après certains gens sont étonnés quand je dis que je suis ravie par le comportement des Français. Comment je peux dire que les Français ne sont pas sympas quand la plupart des gens sont si gentilles envers de moi.
Et aujourd’hui, le midi, dans notre cuisine dans la résidence déjeunait la moitié de l’IUFM… C’étaient les amies de deus Françaises qui habitent avec nous : Amélie et Emmanuelle. Après cinq mois de cohabitation je ne sais pas qui est qui. Ça montre le niveau de notre amitié…

mercredi 24 février 2010

Kiedy sie naucze zeby nie zostawiac pracy na ostatnia godzine?

A dzis ogromnie zmeczona. Ale z wlasnej glupoty. Byl pomysl zebysmy skontaktowali sie z dzialem komunikacji Conseil general zeby zapytac czy mozemy publikowac artykuly na stronie Conseil o naszym wolontariacie. Wiec umowilam spotkanie na dzis- srode z dyrektorem dzialu. Tylko dobrze by bylo przyjsc juz z jakims artykulem. Mialam caly zeszly tydzien na jego napisanie a zabralam sie to tego w ten poniedzialek... sama wiec jestem sobie winna ze pisalam go do 3 nad ranem po czym jak wyslalam do Aurélie do poprawienie bledow to poddala mi pomysl zeby go rozbudowac wiec we wtorek tez siedzialam do glebokiej nocy. Nie moglam go napisac w dzien bo mielismy spotkanie z gabinetem prezydenta CG w sprawie organizowania obchodow Dnia europy. Takze dzis jestem potwornie niewyspana. A i co sie okazalo, spotkanie dot. artykulu zostalo przeniesione na piatek wiec niepotrzebnie siedzialam w nocy. Ale z drugiej strony dobrze bo nie mialam poprawionej tej drugiej czesci artykulu i bym swiecila oczami przed dyr komunikacji ze z bledami mu tekst przynioslam. A i tak szczerze to zmeczona jestem tez przez to ze dzis caly dzien z Coneil general des jeunes (CGJ) Nie wiem w sumie czemu ale jakos nie bawi mnie branie udzialu w tym. Tak przypomne ze CGJ to jest to taka rada miasta mlodych (50 uczniow college) a w rzeczywistosci taki teatr jednego aktora. Show Fabienne, ktora dyryguje dzieciakami... Rano pracowalam z grupka uczniow nad zrobieniem zdjecia na konkurs UE. „Co euro znaczy dla ciebie”. A po poludniu z inna grupa poszlismy do COMPA (muzeum rolnictwa) robic zdjecia do naszego komiksu na temat rozwiazywania konfliktow. Podczas opststniej sesji CGJ tez bylismy w Compa i wymyslilismy konflikt miedzy krajami. Zabawny byl motyw jak robilam zdjecia wojny- chlopcy- zolnierze a bron... recznik papierowy to byla bazooka a wieszaki na ubrania- karabiny... nie ma co pelen profesjonalizm... wygramy jak nic:). Jakby nie patrzec nawet ciekwe zajecia ale mimo wszystko bez entuzjazmu podchodze do tego.Ale chyba nie tylko ja... Fabienne zapytala sie uczniow, przed pojsciem do Compa czego dotyczy ich komiks nad ktorym zaczeli przeciez juz pracowac podczas ostatniej sesji. I sie okazalo ze jet to za trudne pytanie... bo niektorzy z nich nawet nie wiedzieli gdzie byli tamtago dnia... cay w Compa czy zostyali z Fabienne w Sali obrad... bez komentarza.


Quand j'appendrai de ne pas reporter le travail à la dernière heure?

Aujourd’hui je suis énormément fatiguée. Mais c’est à cause de mon flemme. Il avait une idée de nous contacter avec le service de communication du CG pour demander de la possibilité de mettre les articles sur notre volontariat sue le site Internet du CG. Donc j’ai fixé le rdv avec le directeur de com. Le mercredi à 11h. Mais il fallait préparer un article. J’avais tout la semaine précédente pour le faire mais je me suis mise au travail le lundi... je l’écrivais jusqu’à 3h du matin… et le mercredi Aurélie m’a conseillé d’écrire encore une partie de mon article. L’après-midi j’avais un rdv avec Aurélie et le cabinet du Président du CG donc il m’est resté un soir et la nuit pour écrire… En effet le mercredi matin j’avais tout l’article mais j’ai appris que la réunion est reporté au vendredi… Donc il n’était pas nécessaire que j’aie bossé dans la nuit…
Et je dois dire honnêtement que je suis fatiguée aussi à cause de fait que tout la journée j’ai passé avec CGJ. Le matin nous avons pris la photo pour le concours de l’EU concernant l’euro. Et l’après-midi avec la partie des jeunes nous sommes allée au COMPA pour finir faire notre bande dessine sur le sujet du conflit, que nous avions commencé à faire pendant la dernière session. Mais je fais l’impression que la personne la plus motivé dans le CGJ est Fabienne qui gère les réunions. Le matin avant d’aller au Compa elle a demandé les jeunes de quoi parle leur bande dessinée qu’ils avaient faite pendant la dernière session. Et il s’est avéré que c’était une question trop difficile car certains d’entre eux avaient des difficultés même à se rappeler où ils avaient été ce jour-là, au Compa ou à l’hémicycle du CG... La discussion avec un jeune…
Fabienne : Es-tu allé au COMPA?
Jeune : Je crois…
F : Tu crois ou tu es sur ?
J : eeee je ne sais pas, je ne suis pas sur .
Sans commentaire.

Raclette


Sobota. Impeza u Cyrielle, tzn. takie bardziej spotaknie wieczorno-nocne. Po powrocie musialam ubrania na tychmaist wyrzucic do uprania... nie , nie z powodu papierosow, tylko... sera:). Cyrielle zrobila raclette, tzn. zrobila to troche na wyrost powiedziane:), juz wyjasniam: raclette to jest takie danie tradycyjne (ja raczej nazwalabym to raczj zwyczajem jedzenia) we Francji. Stawia sie na srodku stolu taka plytke podgrzewana pradem. Kazdy jedzacy ma talerz, sztucce i taka lopatke mala. Kazdy bierze na swoj talerz plasterki wedliny, sera i ziemniaka calego w mundurku. Naklada nieziemsko cuchnacy ser na lopatke, kladzie ja na plytce, i tak roztopionym serkiem polewa wedline i ziemniaka. I je. Topi sie po jednym plasterku, a nie na raz, bo cala zabawa na tym polega:). Bardzo sympatyczny rytulal. A poza tym zadziwiajace ze mi ten ser naprawde smakowal. Ale chyba dlatego ze byl roztopiony i przez to mniej smierdzial:). A i juz powoli zaczynam robic liste rzeczy/ tradycji ktore przyniose ze soba do Polski:). Nie jestem za bezmyslnym przejmowaniem zagranicznych tradycji (halloween nie znosze, walentynki tez nie sa moim ulubionym swietem) ale uwazam ze jak jakis zwyczaj jest ciekawy i mi sie podoba to czemu nie mialabym go nasladowac.

I z wieczoru zapamietam mine Francuzow i ich swiete zdziwienie jak zrobilam sobie drinka z wodki i coli... cola do wodki??? (swoja droga wg mnie bardziej zaskakujace jest picie w Hiszpanii wina z cola). Albo jak na pytanie jaki alkohol chce pic do raclettes odpowiedzialam ze wodka moze byc... dziwili sie jak mozna w Polsce pic wodke do jedzenia, wino ok ale wodka??? To sie zrewanzowalam mowiac (zgodnie z prawda zreszta) ze francuskie wina mi nie smakuja. Ale swoja droga to troche obludne ze w wiekszosci Francuzi mysla ze w Polsce duzo pijemy, oni pija duzo wina ale tego nie widza...
W zeszlym tyg ukazal sie artukul z naszej wizyty w St.Georges. Najbardziej mi sie spodobalo okreslenie ze jestem ambasadorem Europy:).

mercredi 17 février 2010

Centre de loisir

Dziś cały dzień z dzieciakami z Centre de loisir w St. George. Centre loisir to jest takie miejsce gdzie rodzice zostawiają dzieci jak idą do pracy wtedy kiedy dzieci nie maja szkoły to jest w środy i ferie. Był też tam dziennikarz lokalnej gazety i dopiero po tym jak zadał mi pytanie czy w Polsce tez istnieją takie miejsca zaczęłam się zastanawiać jak to jest u nas? Z tego co wiem to raczej dzieci w takich dniach są zawożone do dziadków, sąsiadów itp. chyba…:)
A dzieci w tym centrum loisir kochane:). Tak się kleiły do mnie, że nie mogłam się ruszyć:) strasznie sympatyczne to było. Aż się animatorzy śmiali, szczególnie Adrien, że mnie zamęczą:). Ale swoją drogą bardzo ufne są te dzieci, przecież byłam dla nich zupełnie obcą osobą a one tak bez żadnego skrępowana siadały mi na kolanach, ściskały mnie, wieszały się na mnie, przekrzykiwały się kto będzie siedział koło mnie na stołówce, szedł ze mną za rękę podczas spaceru:). I jak tu ich nie kochać:).
A i co zauważyłam: jakbym tak przebywała z tymi dziećmi od początku mojego pobytu tutaj to do tej pory już bym perfekcyjnie gadała po francusku. Dzieciaki są niezwykle gadatliwe, tyle się nowych słówek dowiedziałam a i sama nagadałam bo one takie ciekawe wszystkiego Widze ze ze najlepszy projekt EVS pod względem nauczenia się języka to praca z takimi dziećmi 5-11 lat. Ale to nie moja praca… dla mnie to była tylko okazjonalna wizyta, może z raz tam jeszcze wrócę ale to nic pewnego…
Ok., nie powiedziałam najważniejszego, po co tam w ogóle byłam:). Byliśmy tam żeby poopowiadac troche dzieciom o Europie, krótka prezentacja, malowanie flag państw przez dzieci, rozdanie gadżetów o UE:). Trwało to z godzinkę a resztę czasu spędziliśmy na zabawie z dziećmi, tzn. dokładniej to po południu pojechaliśmy z nimi do miejscowości La Lupe żeby zapoznać ich z dzieciakami z tamtejszego centrum loisir.

Debiut przed kamerami

Po prasie i radiu przyszedł czas na telewizję. Co prawda internetowa ale jednak. W sobotę wieczorem brałam udział w nagraniu programu. Nagrywano 3 odcinki lokalnego programu kulturalnego. Każdy składał się z takich samym stałych punktów, m.in. scenki humorystycznej, występu zespołu muzycznego, wywiadu z gościem, krótkiego filmiku, itp. I właśnie byłam owym gościem w jednym z tych odcinków.
Sama, bez mojego współwolontariusza. Poważnie powiem, że kamery mnie nie krępowały wcale, podobnie jak publiczność na widowni ale mimo tego ze się nie jąkałam i czułam się w miarę swobodnie to jednak nie mogę występu zaliczyć do udanych. Przeszkadzało mi to ze nie znałam pytań wcześniej i to, że wywiad był króciutki-mniej niż 10 minut. Wolałabym żeby trwał z pół godziny bo wtedy jakbym powiedziała jakąś głupotę to by przeszła niezauważalnie a tak to musiałam bardzo uważać na to co mówię… zwłaszcza, że emisja odcinka będzie w czerwcu wiec trochę mnie dezorientowały pytania w stylu „ udało Ci się pozwiedzać Francje przez te 9 miesięcy?” co miałam powiedzieć…? A poza tym ładnie wyszło , że po tylu miesiącach pobytu dukam tak po francusku… mam nadzieje w czerwcu mimo wszystko bede lepiej mowic niz teraz... Trudno. W każdym bądź razie, plusem jest to ze mimo wszystko to ciekawe doświadczenie być gościem programu i to nagrywanego dość profesjonalnie z kilkoma kamerami, własnym mikroportem:), widownią. A i super ze „mój” odcinek był nagrywany jako ostatni ok. godz. 23 wiec od godz. 19 byłam na widowni poprzednich odcinków, rewelacja, szczególnie te zespoły grające na żywo:).

dimanche 14 février 2010

uwięziona w biurze/ enfermée dans le bureau

W środę fajnie nowe doświadczenie. Pojechaliśmy do Chateaudun, 15-tyś. miasteczka położonego godzinę drogi od Chartres, żeby obserwować grupę młodzieży robiącą graffiti. Oczywiście to było w ramach naszej pracy:). Grupce młodych towarzyszył profesjonalny graficiarz:), który przedstawił się jako artysta- plastyk. Pomijając potworne zimno (akcja odbywała się w ogromnym, nieogrzewanym garażu) było całkiem przyjemnie, nawet sama wzięłam za farbę i mam swój wkład w jeden z obrazów- tło wokół liter:) W sumie niezła zabawa takie malowanie, a efekt końcowy naprawdę robi wrażenie.

A w piątek inne ciekawe doświadczenie. O ile w środę sprawdzałam moje zdolności malarskie to w piątek - wokalne… a dokładnie miałam okazje wypróbować siłę mojego głosu:)… Jak skończyłam prace zorientowałam się ze jestem sama w biurze, drzwi wejściowe są zamknięte a ja nie mam kluczy… Weekend w pracy to brzmiało niebyt zachęcająco wiec zaczęłam nawoływać kogokolwiek, waląc jednocześnie w drzwi. Oczywiście moje wrzaski przerywane były śmiechem. Nie mogłam się powstrzymać bo strasznie bawił mnie komizm tej sytuacji. Ale po jakimś czasie doszłam do wniosku ze pani z recepcji chyba mnie nie słyszy (zakładałam optymistycznie, że tam jeszcze jest) bo biuro jest na 2 piętrze wiec postanowiłam poszukać pomocy przez okno. Ale zabawnie bo jak na złość przez dłuższy czas nikt nie przechodził chodnikiem koło budynku:). Dopiero po pół godzinie udało mi się wreszcie wyjść z biura (dzięki pomocy nieznajomego pana przechodzącego koło budynku i pana strażnika z kluczami). Wnioski z tej zabawnej sytuacji: nie warto być przykładnym pracownikiem i wychodzić o ustawowej porze z pracy, a drugi wniosek, sprawdziłam empirycznie: donośniej się krzyczy po angielsku:), francuski nie jest dostatecznie silny by ktokolwiek go usłyszał z daleka.

enfermée dans le bureau

Le mercredi- une chouette expérience. Nous sommes allée au Châteaudun pour observer les jeunes qui font les graffiti. C’était évidemment dans le cadre de notre travail. La groupe des jeunes a été accompagnée par un profesionalist, un homme qui s'est présénté comme l'artiste-plasticien. C’était vachement bien, cette manifestation car j’ai pu y participer activement en peignant un peu. Après quelques heures le résultat était super. Le seul inconvénient : le froid. Tout se passait dans le grand garage où il n’y avait pas de chauffage.

Et le vendredi, l’autre expérience curieuse. Le mercredi j’ai eu l’occasion de vérifier mes capacités (competences) dans le domaine de la peinture et le vendredi – j’ai pu vérifier mes capacités vocales, et plus précisément la force de mon voix :). Quand j’ai fini mon travail j’ai aperçu que j’étais seule dans le bureau, la porte était fermée et je n’avait pas eu de clés… Passer le week-end dans le bureau c’était pas une proposition agréable donc je me suis mise à appeler n’importe qui pour qu’il vienne me libérer. Mes clameurs ont été accompagnées par mes éclats de rire :). Cette situation était si absurde et si amusante pour moi, donc je n’ai pas pu retenir mon rire. Mais après quelques temps je me suis rendue compte que la dame qui travaillait à l’accueil n’entendait pas mes clameurs (je supposais optimiste qu’elle est là :). Donc je me suis décidée d’appeler le secours (l’aide) par la fenêtre. Mais c’était amusant car personne ne passait à côté du bâtiment pour longtemps. Enfin après une demi heure j’ai réussi à sortir du bureau- grâce à un Monsieur inconnu qui passait dans la rue et à un gardien qui avait les clés. Les conclusions de cette drôle situation : il faut quitter le bureau le plus tôt et ne pas rester jusqu’à 17h :) et l’autre conclusion : il est plus facile de hurler en anglais qu’en français car le français n’est pas suffisamment fort pour être entendu de loin.

mercredi 10 février 2010

Madrid


Weekend w Madrycie.Hmmm... pierwsze wrazenie jak wysiadlam z metra ktore wzielismy z lotniska: jestem w Krakowie? wieczor tlumy na ulicach, zycie w pelni, knajpy pootwierane, dokladnie jak w moim miescie. Tak tutaj wszyscy we Fr powtarzaja ze ma to jak imprezowanie w Hiszpanii, to ja w takim razie zapraszam do Krk zeby poznali nocne zycie w Krakowie, ktore nie rozni sie od tego madryckiego:) A ogolnie weekend rewelacyjny. Widzielismy plaza de Toros de las Ventas, Templo de Debod, Puerta del Sol, Plaza de Espana, Plaza de Colón z gigantyczną flagą Hiszpanii, szliśmy Grand Via, widziałam ślicznie oświetlony w nocy Pałac Królewski, w niedziele byliśmy na targu El Rastro w dzielnicy La Latina, i wiele innych. Troche byl moj „przewodnik” zniesmaczony ze zamiast Muzeum del Prado wolalam zobaczyc arene gdzie odbywaja się walki bykow. Ale nie chcialam spedzic pol dnia w muzeum, jakkolwiek ciekawe by ono nie bylo, zamiast tego ciekawsze dla mnie bylo zobaczenie symbolu kultury hiszpanskiej i poczucie klimatu miasta spacerujac jego ulicami. Diego szczycil sie nowoczesnoscia metra ale moja uwage bardziej przykul fakt ze jest ono takie zadbane, czyste, jak cale miasto zreszta. A co mnie tu najbardziej zachwycilo to architektura, palmy na ulicach:), zapach powietrza.... Naprawde Madryt ma cos w sobie... chociaz troche uroku odbieraja mu tabuny prostytutek watpliwej urody ktore oferuja swoje uslugi w samym centrum miasta. Swoja droga zastanawiam sie czemu wladze nic z tym nie zrobia?... ok, to sa moje pierwsze wrazenia z Hiszpanii i odnosza sie tylko do czesci Madrytu jaka pokazal mi moj „przewodnik”, a ze „przewodnik” byl Hiszpanem wiec nietrudno sie domyslic ze pokazal mi tylko najlepsze strony miasta. Ale fakt musze przyznac ze swoja role wypalnil na 6. Niepojete dla mnie bylo jak mozna znac historie kazdego budynku i pomnika w miescie, zwlaszcza nie bedac jego mieszkancem... cos mi sie wydaje ze nie zaprosze go do Polski w ramach rewizyty zanim nie przeczytam kilku ksiazek:)

A i musze powiedziec ze na darmo ogladalam latynoamerykanskie telenowele w mlodosci bo slownicto hiszpanskie ktore dzieki nim przyswoilam jakos nie przydalo mi sie:) « te quiero mi amor », « te amo », « adelante !» « vamos muchachas» itp.. Mój przewodnik musiał więc robic rowniez za tlumacza. Zartuje z tymo telenowelami, widzialam ze 2 w swoim zyciu, ale fakt troche przeszkadzlo mi ze nie moglam nic powiedziec, a komunikacja miedzy mna a Hiszpanami byla utrudniona rowniez przez to ze wrodzona duma z wlasnego kraju nie pozwolila im nauczyc sie jakiegokolwiek jezyka obcego:)

A i taka jeszce jedna moja obserwacja: cecha wygladu typowa dla wszystkich Hiszpanow. Nie, nie karnacja czy czarne wlosy ale oczy. Gleboko brazowe. Wszyscy maja takie, bez wyjatku.

Na koniec co mnie zaskoczylo ale nie w sensie pozytywnym... brak zwyczaju klaskania po wyladowaniu samolotu. Jak lecielismy do Hiszpanii to jak tylko samolot dotknal ziemi zaczelam klaskac i kilka osob tez co wywolalo wdziwienie u reszty pasazerow. Ja tez bylam zdziwiona ich zdziwieniem bo to bardzo sympatyczna reakcja, podziekowanie za bezpieczny lot.Myslalam ze jest praktykowana powszchnie.

Madrid


Le week-end à Madrid. Humm… ma première impression après que j’ai descendu du metro que nous avons pris de l’aeroport (aeropuerto :): je suis à Cracovie ? beaucoup de jeunes dans la rue, les pubs ouverts, la vie dans la rue… les même que dans ma ville :) et tout le monde dit qu’en Espagne on fête le meilleur, j’invite à Cracovie pour montrer la vie nocturne (de na nuit) qui est aussi folle qu’à Madrid. Et en général le weekend super. Nous avons vu Plaza de Toros de las Ventas, Templo de Debod, Puerta del Sol, Plaza de Espana, Plaza de Colón avec un enorme drapeau espagnol, j’ai vu Palacio Real, la vue magnifique dans la nuit. Le dimanche nous sommes alles a la marche El Rastro dans la quartier La Latina, etc. etc. Mon « guide » a pensé que je suis bizarre car j’ai préféré voir las Ventas au lieu de Museo del Prado. Mais moi, je n’ai pas voulu passer la moitié de jour dans le musée quoique beau serait… le plus curieux pour moi c’était voir le symbole de la culture espagnole, les architectures de la ville et sentir l’atmosphère (le climat) de la vile en promenant. Diego s’est vanté par la modernité du metro mais pour moi le plus remarquable était sa propreté, il est très bien entretenu comme tout la ville que j’ai vue. Ce qui m’a ravi à Madrid : l’architecture, les palmiers dans la rue :) et le gout de l’air. Vraiment, cette ville a l’ambiance qui attire…Mais elle perd un peu de son charme à cause de beaucoup de filles des rues (persils) dont la beauté n’est pas évidente et qui se vendent (offrent ses services) juste au centre de la ville… Pourquoi la mairie ne s’occupe de les éliminer ? ok, ce sont mes premières impressions de Madrid, je n’ai pas vu toute la ville et en plus mon « guide » était l’Espagnol donc c’est évident qu’il a voulu me montrer seulement les meilleure parties de sa patrie :). Mais je dois dire qu’il a fait son rôle comme le guide très bien… C’est incroyable pour moi comment on peut connaître l’histoire de chaque bâtiment et de chacune statue dans la ville surtout quand on n’y habite pas. Je pense qu’avant que j’invite Diego et sa famille pour visiter la Pologne je devrai lire quelques livres sur les monuments de mon pays :) car pour un moment le seul lieu où je peux servir comme une guide c’est le camp de concentration à Auschwitz.

Et je dois dire que les séries d’Amérique latin que j’ai regardées quand j’étais jeune ne m’a servi à rien :) Les vocabulaires espagnoles que j’avais appris grâce à elles n’étaient pas utile à Madrid pendant la communication dans les magasins… comme « te quiero mi amor », « te amo », « adelante ! » « vamos muchachas » et les autres comme ça :)… (je ne suis pas sure si je les ai ecrit bien car j’avais seulememt écouté ces expressions dans la télé, je ne les ai pas vu écrites.) Mon « guide » a du donc travailler comme un traducteur. Je rigole quant à ces séries, j’en ai vu seulement deux dans ma vie mais c’est vrai que la communication entre moi et Espagnols était difficile surtout à cause du patriotisme des Espagnoles qui ne leur a pas permis d’apprendre les langues étrangères :) et en plus je ne me suis pas sentie bon quand je n’ai pu rien dire et j’étais complètement dépendante de mon camarade.

Et encore une remarque. Le trait physique typique pour tous les Espagnols que j’ai vus. Ce n’est pas le couleur de la peau ou des cheveux mais les yeux. Ils ont tous les yeux marron. Marron profond.

Et à la fin ce qui m’a surpris mais pas positive. Les passagers dans l’avion n’a pas applaudi. Quand nous avons atterri j’ai commencé à applaudir, quelques passagers l’ont fait aussi mais les autres non… C’est une bonne habitude de remercier le pilot pour un vol sûr (en securite). J’ai pensé que c’était une habitude commune au monde.

mercredi 3 février 2010

Dlaczego?

Dlaczego Treveneuc??? Dlaczego??? Od 8 do 12 marca mam drugie szkolenie dla wolontariuszy, takie jak mialam na poczatku grudnia. Tylko problem w tym ze jest ono w Treveneuc tj. w tym samym miejscu co poprzednie!!! Diego ma nad Lazurowym wybrzezem... ja to mam pecha... nawet jak sprawdzalam program i atrakcje tego szkolenia to jest to samo, tylko pod wgledem merytorycznym bedzie sie troche roznic ale nie za wiele... tydzien swistaka... cale szcescie ze chociaz uczestnicy sa inni, tzn. tylko 3 bede znala, reszta nowi... no szkoda bo przeszla mi okazja do darmowego jechania super szybkim TGV i zobaczenia poludnia Francji. Ok, koniec narzekania, moze beda plusy tego szkolenia... np. poznam super przystojnego wolontariusza...?:) dobra zartuje ale mam nadzieje ze chociaz ekipa bedzie rewelacyjna i wynagrodzi mi pojechanie drugi raz w to samo miejsce...

Pourquoi?
Pourquoi Tréveneuc??? Encore fois Tréveneuc???? De 8 à 12 mars j’ai un séminaire à mi-parcours pour les volontaires. Mais un problème, ce seminaire a lieu dans le même endroit que le dernier… Diego a son séminaire au sud de la France… je n’ai pas de la chance… j’ai lu le programme d’attractions et j’ai vu qu’elles sont les mêmes… seulement le partie professionnel sera different, mais pas beaucoup… la seule chose positive : il y aura les autres violontaires, pas ceux qui ont participé au premier séminaire avec moi…seulement trois seront les mêmes. C’est dommage, car j’ai perdu l’occasion de prendre gratuitment super vite TGV et visiter la sud de la France. Ok, finis les plaintes. Il y aura peut être les avantages de ce séminaire… je ferai la connaissance avec un super beau et intéressant volontaire ? :)ok, je rigole:) mais j’espère que la groupe de volontaires sera formidable et ça me dédommagera le deuxième fois dans le même endroit…

Forum des métiers

W piatek i sobote stalismy na targach nauki. To byly targi dla mlodziezy,. Szkoly srednie i kilka uniwersytetow i organizacji zajmujacych sie mlodzieza prezentowaly sie na standach. My stalismy na na stoisku Biura Inforamcji Mlodziezowej i udzielalismy informacji jak wyjechac za granice z programow unijnych, glownie o moim EVS. Jak dla mnie praca rewelacyjna:). Po calym dniu stania na nogach padalam ale przynajmniej sobie pogadalam duzo po francusku. Uwielbiam taka prace z ludzmi. Nie ma zadnego porownania z siedzeniem przed kompem w biurze jaka uskuteczniamy dwa dni w tygodniu. Ale wracajac do targow, miejscami bylo bardzo zabawnie:). Np. jak wystawilismy darmowe prezerwatywy do wziecia, liczba odwiedzajacych nasz stand blyskawicwnie sie zwielokrotnila:) mozna sie bylo tego spodziewac. A i jeszcze jeden artykul o nas sie pojawil w prasie, tym razem w dzienniku „L’écho”.
W niedziele--> Paryz, katakumby. Siec korytarzy 20 metrow pod ziemia wypelniona czaszkami i koscmi ok. 6 milionow ludzi... niesamowite. Pisze niesamowite a nie przerazajace bo tam byly osobno te kosci a nie cale szkielety wiec nawet dla takiego wrazliwca jak ja nie bylo to straszne...Ale z kolei do wejscia do takich katakumb jakie sa w zakonie kapucynow w Palermo na Sycylii nawet sila by mnie nikt nie zmusil... A i szczesliwie tam pod zimia moja klaustrofobia sie nie obudzila:) tzn. takiej calkiem klaustrofobii nie mam ale do jaskini nie wejde. Raz bylam a jaskini w Tatrach, caly czas przesladowala mnie mysl ze sie zaklinuje, mimo ze przede mna szedl facet ze 3 razy szerszy niz ja:). Zdcydowanie bardziej wole otwarta przestrzen.